środa, 9 marca 2016

Operacja z problemami

Dałem się namówić.
Było w zasadzie dobrze, teraz jest gorzej, znacznie gorzej. Miałem niewielkie szanse na przeżycie. Nawet teraz, po szpitalnej traumie, trudno jest mi wrócić do normalnej egzystencji.
Jedyny plus, to wcześniejsze zdobycie wolności. Do pracy już nie wrócę...

Ale od początku...
Pan doktor po prześwietleniu stwierdził, że lewy staw biodrowy mam do wymiany. Długo się wahałem, bo nic mnie w zasadzie nie bolało, a jedyną dolegliwością była opisana wcześniej polineuropatia. Jednak wobec mających (według lekarza) nastąpić dolegliwości bólowych, zdecydowałem się w końcu na zabieg. No cóż, to przecież przeprowadzana hurtowo rutynowa operacja. Nie ma co się bać.
Zapomniałem tylko o jednym z praw Murphy'ego: Jeżeli coś może pójść nie tak, to na pewno pójdzie.

Zgłosiłem się do szpitala, odbyłem rutynowe badania i powędrowałem na stół operacyjny. No i...
Operacja w zasadzie się udała, ale pacjent cudem przeżył. Po wybudzeniu byłem półprzytomny, a ciśnienie krwi miałem niewiele większe od zera. Zapaść, czy coś w tym rodzaju. W związku z podejrzeniem zawału serca zostałem przewieziony na Oddział Kardiologiczny w innym szpitalu. Okazało się jednak, że to nie to. To raczej jakaś infekcja (sepsa), wróciłem zatem z powrotem na OIOM.
Przeleżałem tu prawie trzy tygodnie. Makabra. Świadomość miałem zachowaną, ale co z tego jeżeli leżałem jak kłoda w pampersie. Dręczyły mnie różne zwidy, halucynacje, do tego pojawiły się odleżyny i inne dolegliwości, które nie sposób w skrócie wymienić. Nerki i wątroba praktycznie nie funkcjonowały. Ze względu na zmniejszoną krzepliwość krwi prawie cały byłem jednym purpurowo-fioletowym siniakiem. Nie muszę chyba opisywać mojego stanu psychiki jeżeli od operacji nie wstawałem i mięśnie nóg przestały zupełnie pracować. Dokuczał mi także obecny przez prawie całą dobę hałas (głośne rozmowy i wesołe niczym nie hamowane chichoty lekarzy) i mocne światło.
Wreszcie okazało się, że problem jest z grubsza opanowany i mam spore szanse na pozostanie na tym, najpiękniejszym ze światów. Zostałem przetransportowany do Oddziału Ortopedii i tu było już lepiej - ciszej i ciemniej w nocy. Z pomocą rehabilitanta zacząłem pomalutku wstawać (tzw. pionizacja), najpierw przy balkoniku, potem z kulami. Ciężko było. Kilka razy nie mogłem zrobić nawet jednego kroku. Miałem poważne podejrzenie, że nie będę w ogóle mógł chodzić.
W końcu wyjście do domu, po pięciu tygodniach szpitalnego życia. Cóż za szczęście! Ale nie do końca. Byłem, co prawda, w swoim domu, ale co z tego. Nie mogłem sam się ubrać ani umyć, poruszałem się z trudem przy pomocy kul. Ale co za ulga - mogłem samodzielnie udać się do ubikacji i skorzystać z dobrodziejstw tego przybytku w pozycji siedzącej.
Zaparłem się i chodziłem o kulach po mieszkaniu od okna do okna, jak zwierzę w klatce. W końcu odważyłem się wyjść na dwór. Było nieźle, powracałem pomału do normalnego życia. Szybko nauczyłem się chodzić z jedną kulą, a po konsultacji z lekarzem ortopedą chodzę już bez pomocy.
A co teraz? Minęło już prawie 5 miesięcy od operacji, a jest tak sobie. Chodzę jakoś, ale z trudnością. Po szpitalnych przeżyciach znacznie nasiliła się moja polineuropatia. Biodro prawie nie boli, ale przed operacją było bez tego "prawie". Pośladek mam zniekształcony, częściowo pozbawiony czucia i ozdobiony paskudną blizną. Boli mnie prawie wszystko, nie mogę długo siedzieć ani leżeć na wznak (jakaś pozostałość po odleżynie chyba). Jedyny plus jest taki, że już od października ub. roku jestem wolny - teraz na poszpitalnym zwolnieniu lekarskim, a wkrótce nabywam prawa do emerytury i wykorzystam to w trybie natychmiastowym.
Po co to piszę? Nie mam przecież pretensji do żadnego z lekarzy, oni przecież chcieli dobrze, robili co mogli i umieli, zaś zaistniałą sytuację traktuję jako wypadek. Piszę to jako przestrogę. Nie straszę operacjami. Uważam jednak, że trzeba się dobrze zastanowić i rozważyć ryzyko przed pójściem "pod nóż". Jeżeli nie jest to absolutnie konieczne, nie ma co się spieszyć.
Życzę zdrowia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz